DEVOTIO - największe poświęcenie



Największe poświęcenie

Mglisty, wiosenny poranek. Kolejna bitwa jest nieunikniona. Jest źle, nikt tego nie ukrywa. Rzymianie stracili wielu żołnierzy, poległo też kilku centurionów. Wśród legionistów nastąpiło poruszenie. W towarzystwie kapłana – pontifexa wychodzi dowódca rzymskiej armii. Co się dzieje? Nie jest ubrany w zdobną zbroję, jak przystało na dowódcę. Ma na sobie senatorską togę z purpurowym szlakiem. Rzymianie mówią na nią toga praetexta.

Rozpoczyna się uroczystość. Stojący nieruchomo wokół, przejęci żołnierze obserwują rozgrywającą się przed nimi scenę. Dowódca podchodzi do leżącej obok włóczni. Zatrzymuje się i staje na niej. Wypowiada formułę skierowaną do bogów, w tym do bóstw podziemnych – chtonicznych. Ślubuje złożenie w ofierze samego siebie. Chce umrzeć za ojczyznę. Nikt nie zmusza go do tego aktu. Chce to zrobić z własnej woli. U pobożnych Rzymian nie ma jednak bezinteresownych ofiar. W zamian prosi o to, by armia nieprzyjaciela zginęła. Tak jak zginie on... Po zakończeniu religijnego obrzędu, wódz dosiada konia i rusza sam w stronę stojących opodal wojsk nieprzyjaciela. Ma jasny cel: jego śmierć ściągnie boską klątwę na wroga.

Tak, został już tylko jeden sposób na osiągnięcie zwycięstwa. Jeśli TO się nie stanie, wkrótce w niebezpieczeństwie będzie miasto. Z gardła dowódcy wydobywa się potężny okrzyk: ROMA VINCIT! Wypełnia go prawdziwa wiara w zwycięstwo Rzymu. Łucznicy nieprzyjaciela chybiają. Wódz podjeżdża bliżej i zsiada z konia. Dobywa swojego gladiusa i pewnym, spokojnym krokiem zbliża się do pierwszych szeregów wrogich wojsk. Ci, uważając go za szaleńca, posyłają kilku piechurów. Pierwszy z nich dobiega i zadaje cios mieczem. Za chwilę to samo zrobią następni. Umarł wódz, obrzęd skończony, ofiara została złożona.

Relief z Kolumny Trajana - przemarsz wojsk mostem pontonowym.

Opisany rytuał nazywał się w czasach starożytnych devotio – poświęcenie. Źródła pisane podają przypadki takiego zachowania rzymskich dowódców. Publiusz Decjusz Mus – ojciec, a potem jego nazywający się tak samo syn - poświęcili swe życie podczas wojen z Samnitami w 339 i 295 roku p.n.e.

Jak radziły sobie legiony pozbawione głównodowodzącego? 
Zastępcy i przede wszystkim centurioni, a wśród nich najważniejszy – primipilus – centurion, dowodzący pierwszą kohortą pierwszego legionu, doskonale wiedzieli jak prowadzić bitwę. To właśnie primipilus stawał się w takich przypadkach żołnierzem dowodzącym całą armią.

Czy Rzymianie naprawdę wierzyli, iż dobrowolne poświęcenie bogom życia osoby dowodzącej armią przyniesie im zwycięstwo? 
Należy zdać sobie sprawę z tego, że ludy starożytne były bardzo bogobojne i przesądne. Od swoich bóstw, jeśli rytuał został spełniony i ofiara złożona, oczekiwano wywiązania się ze swoistej umowy. Dlatego Rzymianie głęboko wierzyli w zwycięstwo. Morale żołnierzy rosło wówczas ogromnie. Z drugiej strony, jeśli nieprzyjaciel dowiadywał o takim rytuale i jego oczekiwanych skutkach, w jego szeregi wkradał się lęk, powodujący znaczne obniżenie ducha bojowego.

Jedno jest pewne. Człowiek decydujący się na poświęcenie samego siebie w ofierze, musiał kochać ojczyznę. Za nią oddawał życie, w nadziei na zwycięstwo swych wojsk, zwycięstwo Rzymu. O tym, jak bardzo ważną dla starożytnych Rzymian była ojczyzna, niech świadczą słowa Lukiana z Samosat - rzymskiego satyryka i mówcy w Pochwale miasta ojczystego
Słowo OJCZYZNA jest pierwsze i najbliższe sercu ze wszystkich. Bo nic nie jest tak bliskie sercu jak ojciec. A jeśli ktoś oddaje cześć należną ojcu, jak to nakazuje prawo i natura, godzi się, by jeszcze wyżej postawił ojczyznę.

GRAMMATICVS